„Było kino jest Żabka” – Raport Światła małego miasta
Większość moich znajomych to osoby napływowe – pochodzące z mniejszych ośrodków miejskich, chociaż nie tak małych, jak te, które pod lupę wzięli badacze w raporcie „Światła małego miasta”. Sam wychowywałem się w raczej peryferyjnym, chociaż relatywnie dużym (100 tyś.) mieście, które znane jest głównie przez to, że leży na szlaku do – jak niektórzy twierdzą – letniej, polskiej Ibizy, czyli Mielna. Gdy wracam do Koszalina przy okazji jakiś świąt czy okoliczności rodzinnych to okazuje się, że duże miesza się z małym. Byłe miasta wojewódzkie mają oczywiście swoje problemy, ale dopiero kiedy zacząłem w ramach swojej badawczej pracy podróżować po tych mniejszych miejscowościach z prawami miejskimi, zacząłem interesować się ich życiem codziennym i – nazwijmy to – lokalnym folklorem, który wdrukuje się w biografię wyrastających w tych małych miasteczkach ludzi, którzy zwykli emigrować do większych aglomeracji… A jest to szalenie ciekawe.
W skrócie…
Raport ogniskuje się wokół życia codziennego najmniejszych polskich miast, za które badacze i reporterzy uważają te poniżej 20 tyś. mieszkańców. „Projekt realizowany przez Instytut Reportażu i Polskie Towarzystwo Badaczy Rynku i Opinii, przy wsparciu merytorycznym i sponsorskim ze strony Orange. Pod względem realizacji projekt wspierał także PBS.”
Raport jest wynikiem badań, zarówno ilościowych (CAWI N=1200), jak i jakościowych (IDI N=41).
Publikacja składa się ze wstępu, podsumowania (z zawartymi w nim najważniejszymi wnioskami) oraz 6 rozdziałów:
Było/nie ma
Ruch i przestrzeń
Jestem stąd
Zawsze ktoś patrzy
Jest czas
Władza
Całość to ponad 100 stron przedstawionych w bardzo przystępny sposób. Ja odniosę się do wybranych, najbardziej interesujących mnie wątków/wyników. Cały raport dostępny jest natomiast na stronie projektu [1].
„Było kino jest Żabka”
Życie kulturalne małych miasteczek nie należy do najbujniejszych. W sezonie letnim, od eventu do eventu, możliwe jest uczestnictwo w festynach, koncertach czy innych wydarzeniach. Zimą, jak zauważają autorzy raportu, po 17 jest ciemno i właściwie nic się nie dzieje. Starsi mieszkańcy miast, którzy pamiętają działające w nich kina, darzą stare czasy sentymentem – i nic w tym dziwnego. Problem jest tylko w tym, że teraz każdy ma kino we własnym domu – a do tego dostęp do internetu. Zakładając nawet, że filmy oglądane są z legalnego źródła to wciąż zostawiają małe pole do popisu ewentualnym w mniejszych miejscowościach. Rzecz jasna nie chodzi o samo kino – problem jest szerszy. Sentyment za przeszłą infrastrukturą miesza się tutaj z przywiązaniem do tego, co minione. Małe miasta czy też miasteczka to przede wszystkim przestrzenie ludzi starszych – młodzi emigrują do większych ośrodków, nęceni wielkomiejskimi pokusami. Czasami wracają.
Małe miasteczka – mekka rowerów
W małych miasteczkach raczej nie występują środki zbiorowego transportu, a jeśli już to kursują tak rzadko, że szkoda o tym pisać. Rozwiązania są zatem trzy – wszystkie to indywidualne środki transportu: 1) samochód, 2) rower, 3) nogi. Z raportu dowiadujemy się, że pieszo po swoim mieście porusza się 63%, a rowerem 32%. To całkiem dobry wynik. Oczywiście odsetek osób czy czasami gospodarstw domowych posiadających samochód to ponad połowa populacji. W sytuacji jednak, gdy transport publiczny zawodzi, a wszędzie jest relatywnie blisko to rower jest niezastąpiony. Podróżując po mniejszych i większych miastach zauważam, że rower to wielki fenomen – tu podjadę, tam zajadę. Uważam, że sprawdza się zdecydowanie bardziej w takich mniejszych ośrodkach niż np. w Poznaniu. Szkoda tylko, że infrastruktura akurat w tych mniejszych miastach rowerów raczej nie uwzględnia – no chyba, że jako środka rekreacji, dla którego budowane są ścieżki w lasach czy parkach.
Nie kilometry, a czas
Oddalone o ponad 80 km od wojewódzkich stolic miasta są wyposażone w internet – czasami działający zresztą lepiej niż w większych ośrodkach. Autorzy raportu zauważają, że dzięki tej infrastrukturze technicznej dużo bardziej prawdopodobna jest wizyta (choćby cyfrowa) w Londynie niż w Poznaniu, ponieważ wyprawa do tego drugiego to cały dzień. To tylko kolejny argument za tym, że odległości nie liczymy w kilometrach, ale w minutach i godzinach. Czas to jakiś totalny ludzki fenomen. Warto przy tym zauważyć, że w tych mniejszych ośrodkach płynie on wolniej lub mamy go więcej.
Miałomiasteczkowy eklektyzm
Pod tym dosyć ładnie brzmiącą kolokacją kryje się odnowiona elewacja, której widok przecina jadący z nawozem na przyczepie ciągnik. Zastrzyk środków unijnych i relatywnie umiejętne rządy władz lokalnych pozwalają na renowację zabytków, budowę nowych oraz odnawianie starych dróg i ulic, tworzenie parków, placów zabaw i innych. Skwery i place, jako domena miejska, są zresztą szczególnie poważane w mniejszych miastach. To wszystko ma swój urok i piękno. Wiadomo – w ładnym żyje się lepiej. Jednak jest w tym również druga odsłona małego miasta – ta, która pozwala na stawianie tezy, że mieszczanie w Polsce byli raczej niemieccy czy żydowscy. Mieszczańska tradycja i kultura nie jest u nas dobrze rozwinięta, co ma swoje przyczyny w zawiłej historii naszego kraju. Można więc narzekać, że w mieście nie ma pubu czy restauracji, ale żeby była to musi mieć klientów.
Czytając raport odniosłem wrażenie, że materialna sfera miejskości jest w tych miejscowościach dużo ważniejsza niż pozamaterialna. Przestrzeń, jakkolwiek ważna i uważana (co jest cholernie ważne) za wspólną, czyli „naszą”, a nie „niczyją” jest tylko jednym elementem życia miasta i jego mieszkańców. Na pewno trzeba pamiętać o tym drugim aspekcie, czyli dynamice relacji i podmiotowości.
Małomiasteczkowy lans
Lans to tematyka, która żywo mnie interesuje. Poświęciłem jej swoją pracę magisterską, skupiając się jednak na jego wielkomiejskim wymiarze. Założyłem (słusznie bądź nie), że duże miasto to taki trochę wybieg dla tych wszystkich „modeli”. Ulotność kontaktów, budowanie fasady, mekka konsumpcji – oczywiste więc, że lans tutaj ma się najlepiej. W małych miasteczkach pokazywanie się jednak odgrywa również istotną rolę. Tworzy nowe plotki, buduje historię, podtrzymuje mitologie, kreuje zróżnicowanie. Pokazać się to trochę jak obowiązek, żeby pokazać i przynależność, i jej brak.
Zawsze ktoś patrzy…
Od systemu miejskiego monitoringu „zainstalowanego” w oknach domów przez plotki do sugestywnego kazania, system kontroli społecznej mniejszych miast jest dalece bardziej posunięty niż w miastach większych. Niesie to za sobą oczywiste plusy (wiem, kogo unikać, bo jest agresorem; nie rozrabiam, bo szybko będzie wiadomo, że to ja;), jak i minusy (kupię wódkę to wszyscy będą wiedzieć, że u mnie impreza; jeśli mam inne poglądy lub wartości to gdy się wychylę, nie czeka mnie nic dobrego). W tych miejscach jest jednak coś, za czym wiele osób tęskni w dzisiejszych czasach, a więc tożsamość, tradycja czy duma, która pozwala odnaleźć się w dzisiejszym świecie – znaleźć stałość w rozmytym i ulotnym świecie.
Słaba to recenzja. Odnoszę się po prostu do kolejnych wątków, które mnie w jakiś sposób poruszyły czy zainteresowały. Zdecydowanie lepiej, jeśli sam/a sięgniesz po raport!
_________
[1] https://www.swiatlamalegomiasta.pl
———
Wiesz coś, czego nie napisałem, a powinienem w tym poście? Być może chcesz podzielić się swoją refleksją na temat życia codziennego w małym mieście?
Zostaw swój trop – napisz komentarz lub skontaktuj się ze mną mailowo tutaj.